No i stało się- jestem podwójną mamą. Znowu troszkę za wcześnie przyszedł na świat mój drugi synek- Kubuś. Urodził się 28 września o 2:10 w nocy przez cesarskie cięcie. Waga 2520 g, długość 51 cm, 10 punktów w skali Apgar. Przypomnę, że termin porodu miałam na 29 października.
Pokrótce opiszę Wam jak to z nami tym razem było.
W niedzielę 27 września absolutnie nic nie wskazywało na to, że mogłabym rodzić. Rano pojechaliśmy do moich rodziców, bo mama tego dnia obchodzi urodziny. Później zrobiliśmy zakupy, a ok 18 jeszcze zbierałam z Filipkiem kasztany;)
Wieczorem rozmawiałam nawet z koleżankami i mówiłam, że tym razem to chyba w terminie urodzę, bo brzuch mam nadal wysoko. O 21 położyłam się z Filipkiem spać i poczułam 3 delikatne skurcze co 10 minut. Nie przejęłam się nimi, bo często wieczorem miałam delikatne skurcze i pobolewał mnie brzuch. Zignorowałam sprawę i zasnęłam. Po kilkunastu minutach obudziła mnie powódź- odeszły wody. Pobiegłam do łazienki, a mąż w panice zaczął szykować ostatnie rzeczy- dokumenty, telefon itd. W międzyczasie zadzwoniłam po rodziców, żeby przyjechali do Filipka. Stresowałam się okropnie, cała się trzęsłam i nie mogłam tego opanować. Pojechaliśmy na Izbę przyjęć do szpitala, gdzie zostałam od razu przyjęta, oczywiście po wypełnieniu całej sterty dokumentów. Po kilkunastu minutach pojawiła się przemiła pani doktor, która po badaniu i usg stwierdziła, że trzeba rozwiązać ciążę przez cesarskie cięcie. Wspólnie z lekarzem pediatrą zdecydowano jednak, że najlepiej zrobić to rano, a wcześniej wyciszyć skurcze kroplówkami i podać antybiotyk na płuca dziecka. Skurcze miałam już co 2-3 minuty. W końcu znalazłam się na trakcie porodowym, co prawda na korytarzu, bo akurat w szpitalu brakowało miejsc. Atmosfera na trakcie niesamowicie mnie zaskoczyła- lekarka i położne były po prostu przemiłe! Bardzo troskliwie się zajmowały, co chwila przychodziły. Mąż mógł ze mną siedzieć przez cały czas. Podłączono mnie pod ktg i kroplówki, które miały wyciszyć te skurcze. Niestety bolało coraz gorzej, pomimo kolejnych dawek leków przeciwbólowych. W końcu chwilę przed 2 w nocy pani doktor stwierdziła, że nie ma sensu dłużej mnie męczyć (skurcze miałam już potwornie bolesne) i czas zrobić cesarskie cięcie. Mój stres sięgnął zenitu, trzęsłam się jak osika. Wszystko strasznie mi się dłużyło-przygotowania do operacji, podawanie znieczulenia i sama cesarka. Kubuś urodził się o 2:10, pokazano mi go na chwilkę i zabrano. Ja natomiast leżałam na stole jeszcze 40 minut, bo bardzo długo trwało zszywanie. W końcu przewieziono mnie na salę pooperacyjną, gdzie już czekał mój mąż. Położne okryły mnie kocami, bo dalej się trzęsłam i tak leżałam przez kilka godzin i czekałam aż zejdzie znieczulenie. To jest potworne uczucie- leżeć i nie móc ruszyć własną nogą. Po 12 godzinach, lekarka wraz ze studentkami praktykantkami pomogła mi wstać po raz pierwszy. Bardzo ciężko było, nie dość, że bolało, to jeszcze potwornie kręciło mi się w głowie. Do godziny 16 leżałam jeszcze na korytarzu, aż w końcu przewieziono mnie na salę dwuosobową. Leżałam z bardzo sympatyczną dziewczyną, która jak się okazało mieszka na tej samej ulicy co ja:) Nasze dzieci urodziły się tego samego dnia i mam nadzieję, że zostaną dobrymi kolegami.
Kubuś natomiast został zabrany na oddział wcześniaków. Mogłam do niego przychodzić i próbować przystawiać do piersi, jednak ciężko szło, bo ciągle spał. Dopiero na drugi dzień udało nam się pierwsze karmienie, po długich próbach, bo synek nie mógł załapać o co chodzi. W środę z samego rana dostałam już dzieciątko na swoją salę i od tej chwili rozstawaliśmy się tylko jak malutki był zabierany na jakieś badania. Kubuś od razu załapał czym jest bliskość mamy i jej cyca i nie chciał rozstawać się ze mną nawet na chwilę. Całymi dniami leżeliśmy więc razem w szpitalnym łóżku;) Podczas pobytu w szpitalu synek dostawał antybiotyk, ze względu na to, że wody odpłynęły przed czasem, a przyczyną tego prawdopodobnie była infekcja. Na szczęście mały jest w pełni zdrowy.
Sam szpital bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Bardzo dobre warunki- sala dwuosobowa, toaleta i prysznic przy samych drzwiach (jedne na 2 sale), smaczne jedzenie (nie wierzyłam, że kiedyś tak powiem o szpitalnym jadłospisie), bardzo miły personel. Co prawda położne w ogóle nie zaglądały na salę, nie sprawdzały czy sobie radzimy, ale kiedy ktoś poprosił o pomoc, to nie odmawiały.
W szpitalu byliśmy do soboty 3 października. Wykłóciłam się o ten wypis z pediatrą. Cały tydzień synkiem zajmowała się inna lekarka, która w piątek powiedziała, że następnego dnia wyjdziemy. W sobotę dyżur miała inna i stwierdziła, że wypis w poniedziałek. Strasznie się zdenerwowałam, bo dziecko zdrowe, leki odstawione żadnych zleconych badań, a chciała nas trzymać. Powiedziałam jej kilka słów i w końcu z łaską nas wypisała. Kosztowało mnie to trochę nerwów, ale najważniejsze, że się udało i ok 14 mogliśmy zabrać nasze maleństwo do domu (po 4 godzinach oczekiwania na wypis).
Filipek naszą rozłąkę znosił bardzo dobrze. Mąż codziennie zawoził go do babci i dziadka, a sam przyjeżdżał do nas do szpitala. Filip ani razu za mną nie płakał, nie marudził. Był bardzo dzielny i rozumiał, że jestem w szpitalu i urodziłam Kubusia. Ja chyba to rozstanie zniosłam dużo gorzej, bo tęskniłam strasznie.
Na szczęście i poród i szpital mam już za sobą i mogę cieszyć się rodziną. Oby tylko Kubuś zdrowo się rozwijał i szybko rósł bez żadnych problemów.
O naszych pierwszych chwilach w domu i reakcji Filipka na pojawienie się brata przeczytacie w następnej notce:)
Gratulacje kochana:) zdrówka dla maleństwa, niech się zdrowo chowa. Mam pytanie jak to załatwiliście z tymi szczepieniami, bo tak jest że praktycznie zaraz po urodzeniu, nikogo nie pytając o zdanie dziecko jest szczepione, czy Wy wcześniej informowaliście o nieszczepieniu dziecka? I dlaczego miałaś cc skoro skurcze miałaś normalnie? Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz pociechy z rodzinki:)
OdpowiedzUsuńZaraz po porodzie mąż poszedl do pediatry na oddział wcześniaków i powiedzial ze nie wyrazamy zgody ba szczepienie. Lekarka sama go nawet chyba spytała czy się zgadzamy czy nie. Do innych mam normalnie po porodzue przychodzili i pytali czy się zgadzają na szczepienia. A cc mialam dlatego że poerwsza ciąża tez zakonczyla sie cesarka-uznano ze jestem zbyt drobna by rodzic naturalnie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńFilipek też nie był szczepiony po urodzeniu? Czy lekarz informował was o skutkach takiej decyzji? Czy poza ospą wietrzną Filipek przechodził jakąś inną poważną chorobę?
OdpowiedzUsuńGratuluję szczęśliwego rozwiązania :) To wspaniałe, że Filipek ma braciszka. Dużo zdrówka życzę :)
Filip niestety był szczepiony-nie byłam świadoma zagrożeń płynących ze szczepienia i bezsensu szczepienia noworodków. O jakich skutkach miał nas poinformować lekarz? O takich,że będziemy mieć zdrowe dziecko bez ryzyka NOPu i nasze dziecko nie będzie nafaszerowane chemią w kilka godzin po urodzeniu? Nie, nie informował nas;) Filip przechodził tylko ospę i kilka razy lekką wirusówkę.
UsuńNie próbuję Cię namawiać na szczepienie, ponieważ uważam, że to jest decyzja rodziców i każdy ma prawo do swojej opinii na ten temat :) Chodzi mi o skutki prawne (szczepienia w Polsce są obowiązkowe) oraz medyczne w przypadku zachorowania tak małego dziecka. Rozumiem rodziców, którzy boją się NOP zwłaszcza po wystąpieniu takich objawów u starszego dziecka. Pytam z ciekawości jak to wygląda :)
UsuńPozdrawiam :)
No cóż, podejmując decyzję o nieszczepieniu dziecka trzeba liczyć się z tym, że będą ścigać, najpierw przychodnia, potem Sanepid. Kary są bezprawne, ale niestety czasem do nich dochodzi. Ja mam nadzieję, że niedługo coś w naszym kraju się zmieni i każdy rodzic będzie mógł samodzielnie bez obaw podjąć decyzję o tym czy chce szczepić swoje dziecko. Ja się boję powikłań po szczepieniach.
UsuńA nie boisz się skutków zachorowań, których wśród nieszczepionych jest więcej niż powikłań wsrod szczepionych, mimo ogromnych liczbowych dysproporcji? Bo odnosze wrazenie, ze ich jednak nie ogarniasz. Ale grunt to "odpowiedzialnie" chronić dziecko przed powikłaniami, poważnie narażając je na skutki chorób, przed którymi skutecznie one chronią. Ale cóż, takie standardy wśród blogujących mamusiek, które zamiast zrobić research opierają się na wynikach badań o zgubnym wpływie szczepionek, których autor (najczęściej cytowany przez zwolenników nie szczepienia) sam przyznał, że sfałszował je dla rozgłosu i opowieściach z krypty innych blogomam, które siedząc w domu nie mają czasu na wyjście z dziećmi by te miały kolegów czy na ugotowanie obiadów mężom. Najczęściej też żadna nie jest w stanie wskazać nikogo, kogo dotknęły te powikłania po szczepieniach. Gryzie je też analiza trendów zachorowań i powikłań z ostatniego 50 lecia (tak, są w sieci, srsly), które pokazują jasno, że to dzięki tym "zgubnym" szczepionkom nie mamy epidemii i zgonów. Choć w sumie nie, bo tam gdzie dano "mądrym" wybór epidemie powracają i ludzie, zwł. dzieci, znów umierają na choroby, z którymi uporano się parę lat temu, vide Niemcy. Choć w sumie tam, mimo, że jest wolny wybór a szczepionki kosztują niemało, ludzie mimo to w większości szczepią.
UsuńWybacz, nie życzę Ci źle, ale irytują mnie brednie powtarzane jak mantra przez przeciwników szczepień, których przerasta szukanie u źródeł, analiza i wyciąganie wniosków. Zdawałoby się, że od elit po studiach można wymagać więcej, ale jak widać niektórym można odwrócić światopogląd jednym wpisem na serwisie, bo weryfikacja źródeł leży. W zasadzie to niedługo dojdzie do tego, że niektórzy uznają, że w ciąży trzeba pić alkohol. Dlaczego? Bo przeczytają, że abstynentom urodziło się chore dziecko, a tuzinom alkoholików zdrowe, a amerykański naukowiec wykaże to badaniami. Tylko czy jakiś promil społeczeństwa to reprezentatywna grupa? Tak samo tutaj. Nawet powszechnie stosowane leki mają działania niepożądane i niektórym szkodzą - bywa, każdy organizm jest inny. Ale większości pomagają.
Ale ok, też uważam, że wybór powinien być, selekcja naturalna musi być. Liczę też na to, że osoby odmawiające szczepień będą dostawać rachunki za hospitalizację dzieci w przypadku stwierdzenia chorób, przed którymi te szczepienia skutecznie chronią. Szkoda mi dzieci, ale rodzice, najczęściej, o zgrozo, szczepieni, powinni ponosić konsekwencje swoich odpowiedzialnych decyzji także finansowe. A nie później z bekiem lecieć do szpitala i jeszcze wylewać żale na blogach, że ZOZ nie potrafi pomóc choremu, nieszczepionemu dziecku. A najbardziej pomóc mógł rodzic, myśląc kilka miesięcy czy lat wcześniej. Zwłaszcza że jeśli sam był zaszczepiony i może stać się nosicielem i sam zarazić dziecko. Chyba, że nie wychodzi z domu ciężko pracując na blogu, ale to nie potrwa wiecznie, dziecko do szkoły raczej trzeba będzie zaprowadzić
Drogi anonimie, który nawet nie masz odwagi podpisać się własnym imieniem!
UsuńJakim prawem mnie oceniasz? Wybacz, ale pisanie bloga nie przeszkadza w normalnym prowadzeniu domu. U mnie zawsze jest posprzątane, ugotowane, dzieci są codziennie na spacerze. Jako matka nie mam sobie nic do zarzucenia, poświęcam swojej rodzinie cały swój czas, a jak raz na tydzień spędzę godzinę na pisaniu bloga, to raczej nikt na tym nie cierpi. Proponuję się zastanowić zanim zacznie się wypisywać takie brednie.
Co do szczepień, to niestety ale NOPy są faktem i choćbyś nie wiem jak zaprzeczał/zaprzeczala to takie są fakty. Wierz mi,że swoje decyzje podejmuję po dogłębnym zapoznaniu się z tematem, zarówno za i przeciw szczepieniom. Nawet sobie nie zdajesz sprawy ile godzin spędziłam już wczytując się w temat i ile mnie to kosztuje nerwów. Nie ma dnia,żebym nie zastanawiała się jaką decyzję podjąć. Każdy rodzic musi mieć prawo do decydowania o swoich dzieciach i o tym jakie środki medyczne im podać. To są podstawowe prawa człowieka!!! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że rodzice i dzieci, które doznały uszczerbku na zdrowiu w wyniku szczepień są pozostawieni sami sobie? Dlaczego w Polsce nie ma odszkodowań dla takich rodzin? W innych krajach to funkcjonuje. Dlaczego w Polsce szczepi się noworodki, o których tak naprawdę nic nie wiadomo, skoro na całym świecie w cywilizowanych krajach się tego nie robi? Zastanawiałeś się nad tym? I o jakich epidemiach mowa? Jeden zgon z powodu odry w Niemczech, to chyba zbyt mało aby krzyczeć o epidemii?
Kolejna sprawa- z jakiej racji nieszczepiący rodzice mieli by ponosić koszty leczenia swoich dzieci? Płacimy składki na NFZ (dodam,że nie małe) jak wszyscy inni ludzie. To może niech palacze też sami płacą za leczenie raka płuc? Ja chętnie zapłacę z własnej kieszeni za leczenie swoich dzieci, jeśli tylko będę mogła zrezygnować ze składek. Lepiej bym na tym wyszła.
Co do tego,że my rodzice byliśmy szczepieni- porównaj sobie ilość szczepień sprzed dwudziestu kilku lat z aktualnym kalendarzem. Wtedy szczepień było dużo mniej. Teraz dzieci są faszerowane zbyt dużą ilością szczepionek, a o zgrozo ma być tego jeszcze więcej!
"Zwłaszcza że jeśli sam był zaszczepiony i może stać się nosicielem"-czyżbyś sugerował, że osoby szczepione i tak mogą zachorować i w dodatku zarażać innych? Dobrze to słyszeć, bo zazwyczaj krzyczy się o tym, że to nieszczepione (zdrowe!) dzieci są zagrożeniem dla tych szczepionych ( a skoro szczepione to czego ich rodzice się boją?).
I na koniec jeszcze jedno pytanie-anonimie, kiedy sobie uzupełniłeś szczepienia wg kalendarza szczepień dla dorosłych? Bo najłatwiej krzyczeć o szczepienia cudzych dzieci, samemu się nie szczepiąc.
I na koniec radzę ci, zajmij się swoimi dziećmi (jeśli je w ogóle masz) i pozwól innym rodzicom podejmować własne, świadome decyzje.
Na dziś z mojej strony tyle, lecę ruszyć tyłek sprzed komputera i zadbać o naturalną odporność moich dzieci przez codzienny spacer.
Chcę zaznaczyć, że 2 pierwsze wypowiedzi należą do mnie. Natomiast 3. do kogoś innego. Widzę, że nie można wypowiadać się bez podpisania, bo od razu ktoś to wykorzysta, żeby wypowiedzieć się w tak nieuprzejmy sposób udając kogoś innego...
UsuńAdministrator ma możliwość podglądu przynajmniej adresu IP, więc może się domyślać, że autorem ostatniej wypowiedzi jest inna osoba. Natomiast inni czytelnicy już tego nie wiedzą.
Uważam, że takie ataki na rodziców, którzy nie szczepią dzieci nigdy nikogo nie przekonają, więc nie mają sensu. A stresowanie młodej mamy jest po prostu wstrętne.
A tak na marginesie - osoby szczepione mogą zachorować (istnieje niewielkie prawdopodobieństwo) albo mogą po prostu być nosicielem wirusa. Wówczas same nie chorują, ponieważ ich organizm wytwarza przeciwciała, ale wirus może przenieść się na pozostałe osoby.
Ja się domyśliłam,że ta trzecia wypowiedź należy do kogoś innego, po samym tonie pisania. Ale faktycznie- ta osoba, która dodała trzeci komentarz powinna dodać go osobno, a nie pod naszą wymianą zdań, podszywając się niejako pod przedmówcę.
UsuńAle tak to jest,że niektórzy nie mają odwagi do wyrażania sowich poglądów we własnym imieniu.
Aneta zgadzam sie z Twoimi wypowiedziami w 100%
UsuńAch, super sie czytalo :) Jeszcze raz gratulacje :)
OdpowiedzUsuńdziękuję:)
UsuńWitamy na świecie :)
OdpowiedzUsuńalexanderkowo.pl
:)
UsuńMój Filip po porodzie też został zabrany na odział dla wcześniaków. Tylko ja mogłam go wziąć w ramiona dopiero po tygodniu :( Potworne uczucie...
OdpowiedzUsuńGratulacje! Niech Kubuś rośnie szybko i nabiera sił :)
To jest bardzo przykre jak dzieciątko nie może leżeć od razu z mamą. Choć przyznam,że jednak te dwie pierwsze doby kiepsko się czulam, więc z jednej strony dobrze,że synek nie był ze mną, bo nie wiem czy dałabym radę się nim dobrze zająć.
UsuńTam gdzie ja leżałam to pielęgniarki pomagały mamą w gorszej formie więc nie było źle. Mi jednak serce pękało bo leżałam na oddziale z mamusiami, które miały dzieci przy sobie. Koszmarnie się czułam jak widziałam jak je przewijają i tulą, a ja nie mogłam tego zrobić.
UsuńMiałam identyczną sytuację przy pierwszym synku. Jako jedyna na sali nie miałam dziecka przy sobie. Teraz przynajmniej byłyśmy na sali we dwie i dostalysmy dzieciaczki jednocześnie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńBardzo, bardzo gratuluję. Życzę dużo zdrowia i radości dla całej rodziny, a szczególnie małego, dzielnego Kubusia!
OdpowiedzUsuńdziękujemy:)
UsuńGdzies mi umknął ten post i dopiero przeczytałam. Całe szczęście, że już po wszystkim i masz Kubusia ze sobą :) a rodziłaś na Kraśnickich??
OdpowiedzUsuńTak na Krasnickich. Planuje napisać notke i porównać obudwa szpitale w których rodzilam.
UsuńJa dwa razy tam rodziłam, calkiem w porządku bylo, teraz też planuję, tylko że mały mi się odwrócił tyłkiem do wyjścia ;) no i się trochę obawiam jak to będzie jak się nie odwróci, bo mój lekarz tam nie pracuje.. Czekam na notkę :)
Usuńja jestem zadowolona po pobycie w tym szpitalu, będę polecać. Zupełnie inaczej niż na Lubartowskich.
Usuńteż nie miałam lekarza z tego szpitala, a zajęto się mną na trakcie porodowym rewelacyjnie;)
Usuńtroszkę późne ale również gratulacje! Czytając tego posta przypomniała mi się moja własna cesarka i to jak ja się trzęsłam - już sama nie wiem czy w ten sposób schodził ze mnie nagromadzony od tygodni stres czy to skutek działania znieczulenia, ale masz rację - niemożność poruszania nogami i trzęsące się ciało od pasa w górę to naprawdę straszne uczucie :/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję jednak, że tak jak Ty kiedyś powtórzę jeszcze tego rodzaju pobyt w szpitalu.
Pozdrowienia dla chłopców! :)
Dobry artykuł. Dzieci to wspaniała sprawa jednak często nie dają nam spać. Rodzice skarżą się na nieprzespane noce. Jeśli ktoś cierpi na bezsenność to polecam modafinil apteka online
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńMiesiąc wcześniej to już jest relatywnie bezpiecznie. Najważniejsze że dziecko zdrowe :)
OdpowiedzUsuń