Za nami bardzo intensywne dni, czyli jak w tytule- przeprowadzka! Nie jest łatwo zmieniać dom z małym dzieckiem, ale dzięki pomocy rodziców daliśmy radę i nawet nie było tak najgorzej;)
Nareszcie jesteśmy na swoim. Do tej pory, jak pewnie wspominałam wynajmowaliśmy stancję. Jeszcze rok temu myśl o własnym M była bardzo odległym, wręcz nieosiągalnym marzeniem. Na szczęście los okazał się dla nas łaskawy (a może nie los, tylko Ktoś tam wysoko na górze?) Dziś już jesteśmy we własnym mieszkaniu. Nareszcie nie szkoda pieniędzy na meble, dodatki. Nawet sprzątać się chce;)
Na razie nie mamy jeszcze łóżka, ani regału. Śpimy na materacu, część rzeczy stoi w pudełkach, ale nawet widok tego bałaganu nas cieszy:)
Jestem zachwycona widokiem z okna. Mieszkamy na 7 piętrze i mamy widok na całe miasto! Pięknie to wygląda w nocy. Uwielbiam na to patrzeć. Nie mogę się doczekać lata i wieczornej herbatki na balkonie (całe życie chciałam mieć balkon!).
Filip przeprowadzkę zniósł bezproblemowo. To zamieszanie sprawiło, że był bardzo podekscytowany i ciężko było nad nim zapanować. Dwa dni zajęło mu wyciszenie się. Ale natychmiast zaakceptował tą zmianę w swoim życiu-nie marudził, normalnie zasypiał. Patrząc na niego miałam wrażenie, że potraktował zmianę domu zupełnie normalnie. Bardzo lubi swój pokój i widać, że się z niego cieszy. Myślę, że duże znaczenie miało to,że od długiego czasu tłumaczyliśmy Filipkowi,że będziemy mieli nowy dom,że będzie miał własny pokój. Chyba był po prostu na to przygotowany.
Sama przeprowadzka nie była taka straszna. Ale cały tydzień przed był już bardzo nerwowy. Sprzedający robili nam problemy z przekazaniem mieszkania-chcieli zostać w nim dłużej niż przewidywała umowa, kiedy się nie zgodziliśmy, robili problemy z ustaleniem godziny przekazania kluczy. Później złośliwie chcieli oddać nam klucze ostatniego dnia o godzinie 15. Kosztowało mnie to masę nerwów i stresu, psychicznie czułam się wykończona. Na szczęście ostatecznie otrzymaliśmy klucze o godzinie 11 i do wieczora wyrobiliśmy się z przewiezieniem wszystkich rzeczy.
Tak wygląda na razie pokój Filipka. Meble zostały po poprzednich właścicielach, za jakiś czas wymienimy je na jasne.
Nareszcie jesteśmy na swoim. Do tej pory, jak pewnie wspominałam wynajmowaliśmy stancję. Jeszcze rok temu myśl o własnym M była bardzo odległym, wręcz nieosiągalnym marzeniem. Na szczęście los okazał się dla nas łaskawy (a może nie los, tylko Ktoś tam wysoko na górze?) Dziś już jesteśmy we własnym mieszkaniu. Nareszcie nie szkoda pieniędzy na meble, dodatki. Nawet sprzątać się chce;)
Na razie nie mamy jeszcze łóżka, ani regału. Śpimy na materacu, część rzeczy stoi w pudełkach, ale nawet widok tego bałaganu nas cieszy:)
Jestem zachwycona widokiem z okna. Mieszkamy na 7 piętrze i mamy widok na całe miasto! Pięknie to wygląda w nocy. Uwielbiam na to patrzeć. Nie mogę się doczekać lata i wieczornej herbatki na balkonie (całe życie chciałam mieć balkon!).
Filip przeprowadzkę zniósł bezproblemowo. To zamieszanie sprawiło, że był bardzo podekscytowany i ciężko było nad nim zapanować. Dwa dni zajęło mu wyciszenie się. Ale natychmiast zaakceptował tą zmianę w swoim życiu-nie marudził, normalnie zasypiał. Patrząc na niego miałam wrażenie, że potraktował zmianę domu zupełnie normalnie. Bardzo lubi swój pokój i widać, że się z niego cieszy. Myślę, że duże znaczenie miało to,że od długiego czasu tłumaczyliśmy Filipkowi,że będziemy mieli nowy dom,że będzie miał własny pokój. Chyba był po prostu na to przygotowany.
Sama przeprowadzka nie była taka straszna. Ale cały tydzień przed był już bardzo nerwowy. Sprzedający robili nam problemy z przekazaniem mieszkania-chcieli zostać w nim dłużej niż przewidywała umowa, kiedy się nie zgodziliśmy, robili problemy z ustaleniem godziny przekazania kluczy. Później złośliwie chcieli oddać nam klucze ostatniego dnia o godzinie 15. Kosztowało mnie to masę nerwów i stresu, psychicznie czułam się wykończona. Na szczęście ostatecznie otrzymaliśmy klucze o godzinie 11 i do wieczora wyrobiliśmy się z przewiezieniem wszystkich rzeczy.
Tak wygląda na razie pokój Filipka. Meble zostały po poprzednich właścicielach, za jakiś czas wymienimy je na jasne.
śliczny dywan :)
OdpowiedzUsuńA ile było wybierania...nie mogliśmy się zdecydować:D
UsuńSuper że macie już swój własny kąt, a pokój syncia rewelacja, dywanik naprawdę extra! Ja wynajmuje prawie 10 lat i też mam w końcu dostać swoje własne mieszkanie, chciałam tylko dodać że ten krem antybakteryjny do rąk który wygrałam jest BOSKI!
OdpowiedzUsuńMy wynajmowaliśmy ponad 2 i pół roku. Cieszę się,że krem się podoba:)
UsuńHej! Nominowalam cie - sprawdz na blogu :)
OdpowiedzUsuńLepiej sprawdźcie czy się wymeldowali z niego poprzedni lokatorzy. Mój poprzedni właściciel wymeldowal się dopiero jak wniosłam pismo do urzędu o wymeldowanie go. przestraszył się ro tym jak dostał pismo z urzędu. Magdalena Bartkowiak
OdpowiedzUsuńDokumenty potwierdzające wymeldowanie były potrzebne do spisania aktu notarialnego. Bez tego byśmy nie spisali.
UsuńWłasne mieszkanie to jest to;) I faktycznie, wtedy nie żal inwestować we wszystko, bo wiadomo, że robi się to dla siebie. My, mimo, że mieszkamy tutaj gdzie teraz od nastu już lat, to formalnie właścicielami jesteśmy od niecałego roku, to daje kopa;)
OdpowiedzUsuńGratuluję i miłego mieszkania;)
Dziękujemy:)
UsuńSuper. Wiem co to jest widok z 7 piętra ;) Dobrze, że już jesteście na swoim.
OdpowiedzUsuńWidok jest super,tym bardziej,że nie przesłaniają nam go inne budynki:)
OdpowiedzUsuńsuper,że na swoim jesteście to zawsze bardzooo cieszy:)
OdpowiedzUsuńgratuluję! to musi być bardzo ekscytujące, takie urządzanie życia, jakby od nowa. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńnajważniejsze, że u siebie :)
OdpowiedzUsuńhttp://alexanderkowo.blogspot.com/