Rozszerzanie diety malucha

W życiu każdej mamy i dziecka nadchodzi taki moment, że trzeba rozpocząć przygodę z rozszerzaniem menu. Wiele mam ma obawy dotyczące tego etapu. Czego się boimy? Że zrobimy coś źle, że zaszkodzimy dziecku, że malec nie będzie chciał współpracować, że dostanie alergii, że się zakrztusi itd. Obaw jest wiele, ale spokojnie-wcale to nie jest takie straszne.
Według tych wszystkich mądrych rozpisek i publikacji rozszerzanie diety dziecka karmionego mlekiem modyfikowanym rozpoczyna się po 4 m-cu, natomiast w przypadku dzieci karmionych piersią-dopiero po 6 m-cu. W praktyce jednak wiele mam karmiących naturalnie decyduje się na wcześniejsze wprowadzenie nowych pokarmów. Mój synek swoje pierwsze stałe jedzenie otrzymał jak miał 4 miesiące i 20 dni.
Pamiętam jak bardzo obawiałam się tego rozszerzania diety. Głupio się przyznać, ale miałam też takie poczucie, że coś zostanie mi zabrane. No bo jak to- Filipek potrzebuje już czegoś innego oprócz mojego mleka? Przecież daję mu to, co najlepsze. Było mi nawet trochę przykro, że już nie będzie cyckania po kilka godzin dziennie. Na szczęście szybko te negatywne myśli poszły w niepamięć i w końcu zdecydowałam się na zrobienie tego pierwszego kroku. Owszem mogłam wstrzymać się jeszcze przynajmniej miesiąc, ale widziałam, że synka coraz bardziej interesuje jedzenie. Poza tym stwierdziłam, że czas także wziąć się za siebie, bo niestety przez karmienie bardzo schudłam. A więc 15 sierpnia zaczęło się! ;)

Może zacznijmy do tego, co jest potrzebne, aby rozpocząć naszą przygodę. Lista nie jest zbyt długa:

1. Łyżeczki- przyjęło się, że na początku używa się łyżeczek plastikowych, jednak podobno to mit, że tak trzeba i można używać tych zwykłych metalowych
2. Miseczka-do tej pory jeszcze nie kupiłam takiej specjalnej dla dzieci;) Na początku używałam zwykłych niedużych pojemniczków np. po serku Danio. Łatwiej w nich podgrzać obiadek. Mam też takie zwykłe miseczki plastikowe.
3. Śliniaczki- na początku, kiedy dziecko je stały posiłek np. raz dziennie nie trzeba ich wiele jednak później czasem brudzi się nawet kilka dziennie. Dla mnie najwygodniejsze są wiązane lub zapinane na rzep, ale w tym drugim przypadku trzeba zwracać uwagę, aby otwór na szyjkę nie był zbyt mały. Widziałam także w Pepco śliniaczki foliowe nakładane przez głowę-wydają się bardzo fajne.
4. Cierpliwość;)
5. Krzesełko do karmienia. Nasze póki co stoi nieużywane, a karminy się na łóżku (Filipa opieram na poduszkach ). A to dlatego, że mamy krzesełko drewniane, które nie ma regulacji oparcia nadaje się więc dla dzieci stabilnie siedziących. Lada dzień myślę, że w końcu zaczniemy go używać.



 A teraz po kolei jak to u nas przebiegało. Od razu zaznaczam, że nie jestem mamą sztywno trzymającą się tych wszystkich rozpisek, tego co wolno, a co nie. Uważam, że kiedyś nie było tego wszystkiego i mamy dawały sobie radę, a moje pokolenie żyje i ma się dobrze;) W rozszerzaniu diety pomógł mi też poradnik z Bobovity- 5 kroków, na początku nawet wypełniałam te kalendarze, ale później przestałam, wszystko zaczęło biec naturalnie, swoim torem i już nie potrzebowałam takich pomocy naukowych.
Wprowadzanie nowych pokarmów zaczęłam standardowo od marchewki. Pierwszego dnia Filip dostał dosłownie 3 łyżeczki. Na początku był zdziwiony, ale szybko załapał o co chodzi i pięknie jadł. Pewnie zjadłby więcej, ale trzeba zaczynać od małych ilości.


Po 4 dniach jedzenia marchewki w małych ilościach- dosłownie kilka łyżeczek, wprowadziłam brokuła, także zaczynając od małej porcji, a następnie ziemniaka. Później już co 2-3 dni wprowadzałam kolejne warzywa. Korzystałam głównie z dań słoiczkowych  Bobovity (m.in. seria Pierwsza Łyżeczka) oraz  Hipp. Często jednego dnia dawałam 2 rodzaje warzyw np. marchewkę, która została z poprzedniego słoiczka i do tego wprowadzałam coś nowego. Od początku warzywa dawałam w porze obiadowej. Już po kilku dniach Filip zaczął zjadać jednorazowo pół słoiczka, a po kilku tygodniach po całej porcji. Jakiś czas po rozpoczęciu urozmaicania diety (nie pamiętam dokładnie może jakieś 2 tygodnie) zaczęłam wprowadzać owoce zawsze w porze podwieczorku. Owoce można dawać w formie przecierku lub soku, u nas o soku nie ma mowy, bo Filip odmawia wszelkiego picia (nie chce ani soków, ani wody, ani herbatek), widocznie wystarcza mu mleko. 
Po okołu 2-3 tygodniach rozpoczęłam ekspozycję na gluten.
No właśnie jak z tym glutenem?
Dużo jest sprzecznych informacji dotyczących wprowadzania glutenu. Sama spotkałam się ze skrajnymi opiniami- jedna lekarka kazała dopiero po 6 m-cu (i broń Boże nie wcześniej) natomiast druga kazała przed 5, a nawet żałowała, że nie zaczęłam wcześniej. A robiłam to tak- łyżeczkę kaszki manny (Nestle, po 4 m-cu) zalewałam odrobinką przegotowanej wody i do tego dokładałam porcję obiadku. Wszystko mieszałam i podgrzewałam w kąpieli wodnej (czyli pojemnik/miseczkę z obiadkiem wstawia się do gorącej wody). Po jakimś czasie zwiększyłam porcję. Ponieważ Filip dobrze toleruje gluten, nie dostał żadnej alergii, po czasie ok. półtora miesiąca skończyłam zabawę z ekspozycją (którą w sumie uważam za trochę zbędny wymysł) i zaczęłam dawać normalne porcje kaszki glutenowej.
Gdy Filip skończył 6 m-cy wprowadziłam kaszkę na śniadanie, a po kilku dniach także na kolację. Kupiłam sporo kaszek, tak, aby urozmaicać smaki, codziennie daję inną, aż zje wszystkie i wtedy zaczynamy od nowa. Nigdy jednak nie są to porcje takie jak w przepisie, czyli 150 ml. Mój synek ma wyraźnie mniejszą pojemność żołądka- 120 ml to dla niego już bardzo dużo, czasem nie jest w stanie zjeść nawet tyle. Ale ponieważ wygląda dobrze, waży idealnie i wszystko dopycha cycem nie mam się co martwić. Każde dziecko jest inne i nie trzeba sztywno trzymać się reguł. 
Z każdym skończonym miesiącem zaczęłam też zmieniać słoiczki, co jest dość ważne, ponieważ zmienia się konsystencja pokarmu, a od 5 m-ca w obiadkach pojawia się mięso. W 7 m-cu życia  co drugi dzień daje się także pół żółtka.
Jeszcze do niedawna karmiłam Filipka tylko gotowymi daniami ze słoiczka. Dzięki namowom mamy oraz koleżanki zaczęłam gotować sama. Pierwszych kilka razy okazało się porażką;) Nie dawałam soli, tak jak zalecają, ale wtedy Filip nie chciał tego nawet przełknąć ( i wcale mu się nie dziwię, ohyda!). Innym razem zostawiłam gotujące się mięsko i zagadałam się z mamą przez telefon. 3 godziny nie mogłam wywietrzyć kuchni;) Na szczęście opanowałam już tę sztukę i już prawie dwa tygodnie mój synek je tylko domowe obiadki.
Jak robię taką zupkę? Gotuję kawałeczek mięska. W oddzielnym garnku gotuję warzywa w niewielkiej ilości wody. Zawsze daję też trochę ryżu, makaronu czy kaszy jaglanej. Dodaję troszkę soli do smaku, czasem też koperku. W trakcie gotowania wrzucam ugotowane wcześniej mięsko. Gdy wszystko jest miękkie dodaję niecałą łyżeczkę oliwy z oliwek (żeby witaminy lepiej się przyswajały, pamiętacie ze szkoły ADEK?), a następnie wszystko traktuję blenderem. Zagęszczam kleikiem ryżowym i kukurydzianym. Ostatnio do gotowej zupki wkrajam też drobno 2-3  kluseczki, aby Filip uczył się gryźć. Oprócz tego co drugi dzień pół żółtka. W Internecie pełno jest rozpisek, co kiedy można wprowadzać, a co najciekawsze różnią się one między sobą. Z tego wniosek, że trzeba ufać swojej intuicji.

Do tej pory w domowych obiadkach wprowadziłam:
mięso-kurczak,indyk,cielęcina. Czasami nie muszę mięsa gotować oddzielnie, bo kiedy gotuję zupę dla mnie i męża, przed dodaniem przypraw wyciągam mięso, troszkę obskubuję i wrzucam do zupki Filipkowej.
warzywa-ziemniak, marchew, pietruszka, por, burak czerwony, zielony groszek, kalafior, brokuł, cukinia, koper
inne: ryż, makaron, kasza jaglana, kleiki

A tak wygląda jadłospis 7 miesięcznego Filipa:
śniadanie-zaraz po obudzeniu cyc
drugie śniadanie ok 9 rano-kaszka zazwyczaj ok 120 ml+cyc
obiad ok. 12, mały słoiczek domowej zupki
od kilu dni ok 14-15 Filip zjada drugą porcję obiadku
podwieczorek-owoce ze słoiczka lub starte jabłko, czasem jogurt
kolacja-ok 19-kaszka również maks.120 ml+cyc
Oprócz tego kilka razy w ciągu dnia karmienie piersią, ale zazwyczaj niewielkie ilości, bardziej chyba, aby się napić niż najeść. Do tego karmienie w nocy, ostatnio 2-3 razy, a dwie ostatnie noce 1 raz, oby tak już zostało!
Przymierzam się także do wprowadzenia chrupek, wafelków ryżowych i ciasteczek, ale jakoś nie mogę się do tego zebrać. Mam obawy, że Filip może się udławić i dlatego jeszcze się wstrzymuję. Staram się w obiadkach dawać coraz więcej grudek, aby uczył się gryźć. Widzę, że idzie mu coraz lepiej, więc niedługo trzeba będzie zrobić pierwszą próbę.

Temat rozszerzania diety dziecka jest bardzo obszerny. Starałam się opisać dokładnie, ale być może coś mi umknęło. Na koniec dodam tylko, że to wszystko tak trudno brzmi, ale jak zrobi się pierwszy krok, to później jakoś naturalnie wszystko idzie dalej.

Komentarze

  1. Rzeczywiscie to tylko tak trudno brzmi, ale wydaje mi się, że własnie dużo podpowiada nam intuicja :) No i nie dajmy się zwariowac ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zobaczyłam temat posta, stwierdziłam, że daruję sobie czytanie go. Dopiero po chwili sobie uświadomiłam, że czas mija błyskawicznie i że będzie mnie to dotyczyć szybciej niż myślę.
    Fajnie to opisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak Beata, czas szybko leci, ani się obejrzysz a Zosia będzie wcinać pierwszą marchewkę:)

      Usuń
  3. Bardzo szczegółowy wpis. Według zaleceń WHO niemowlę powinno pozostawać na mleku mamy jako podstawowym pokarmie do 2 rż, a nie jako dodatku do zupek-papek...Ale widzę, że Wy idziecie według innej koncepcji. Oczywiście Twój wybór. Szanuję. Choć nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze słyszę, aby dziecko miało jeść głównie mleko matki do 2 r.ż, raczej jeśli już to do roku. W pewnym momencie samo mleko nie wystarcza i dziecko musi jeść zupki i inne rzeczy. A pierś nadal dostaje na żądanie, więc nie bardzo rozumiem o co chodzi. Zamierzam karmić przynajmniej jeszcze rok, kilka razy w ciągu dnia i w nocy. Nie bardzo rozumiem Twoją koncepcję Violianko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Polecam Ci np. ten artykuł ze strony http://dziecisawazne.pl/dlaczego-warto-dlugo-karmic-dziecko-piersia/ - taka jest moja koncepcja, jeśli tylko będę mogła zamierzam się stosować do tych zaleceń. Czyli dopiero po 24 miesiącu mleko mamy ma stanowić 1/3 pokarmów podawanych dziecku, a do tego momentu to główne pożywienie, stopniowo zastępowane pokarmami lokalnymi. Ale nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, nie neguję tego, że masz inne zdanie, :) , tylko piszę o swoim. Tak dla równowagi - pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu też ciekawie, o mleku sztucznym v. mamy
      http://www.infactcanada.ca/pdf/14-Risks-Small.pdf

      Usuń
    2. wiesz ja zamierzam karmić piersią najdłuzej jak się da, ale nie mogłabym sobie pozwolić na to,żeby nadal mleko było głównym pokarmem- ważę niecale 40 kg, niestety ale karmienie jest obciążające dla organizmu. Dziecku jest potrzebna zdrowa matka, więc będę karmić nadal, ale rozsądnie. Zresztą od dawna dziecku półrocznemu już się wprowadzało stałe pokarmy i było ok. Artykuł bardzo dobry i w żaden sposób nie neguję tego sposobu myślenia. Sama jestem za tym,że powinno się długo karmić, bo tak lepiej dla dziecka i myślę,że dla mamy też. W tym momencie Filip je mleczko kilka razy dziennie- zaraz po obudzeniu, na śniadanie po kaszce, i do tego między posiłkami. I oczywiście przed zaśnięciem i w nocy 2 razy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Polub nas na Facebooku:)

Moje zdjęcie
Aneta S.
Mama Filipa (ur.2013 r.) i Kubusia (ur.2015 r.). Miłośniczka książek, zarówno tych dla dzieci, jak i literatury dla dorosłych. Fanka zabaw kreatywnych, puzzli i wycieczek po Polsce. Żłobkowa ciocia, która kocha swoją pracę:)

Archiwizuj

Pokaż więcej

Etykiety

Pokaż więcej