Kwarantanna- jak to wygląda u nas?

Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że na blogu nie będę poruszała tematu wirusa i narodowej kwarantanny. Temat ten jest tak wszechobecny w radiu, telewizji i Internecie, że mnóstwo osób ma go zwyczajnie dosyć (w tym oczywiście ja). Jednak jeden jedyny raz zrobię wyjątek i opowiem Wam troszkę jak to wszystko wygląda u nas. Jestem niepracującą mamą, więc wielu osobom może wydawać się, że nie odczułam za bardzo skutków izolacji, jednak w rzeczywistości odczuwam je bardzo mocno.

Od dnia, kiedy zostały zamknięte szkoły utknęłam z moimi chłopakami w domu, a konkretnie w mieszkaniu. Od ponad miesiąca większość czasu spędzam zamknięta z dwójką żywiołowych chłopaków na 37 metrach kwadratowych. Od czasu zamknięcia szkół nie byłam w żadnym sklepie, nie byłam u koleżanki, nie widziałam się z rodziną, a nawet nie wyszłam na samotny spacer. Zaczęłam więc spędzać z moimi dzieciakami 24 godziny na dobę. Brakuje mi ciszy, samotności i czasu dla siebie. Oczywiście ograniczyliśmy również wspólne wyjścia i tak przez cały ten czas na spacerze byliśmy jakieś 3-4 razy. Na szczęście mamy działkę w ROD i to tam co kilka dni zażywamy słońca, powietrza i ruchu.


W święta odkryliśmy również uroki posiadania balkonu. Na dworze było 20 stopni, więc na balkonie rozłożyliśmy koc i spędziliśmy tam 5 godzin. Niestety mamy balkon od strony bardzo ruchliwej ulicy i na co dzień jest bardzo głośno. W święta ruch samochodowy był bardzo mały, więc mogliśmy skorzystać. Na sąsiednim balkonie pojawiła się również koleżanka chłopców, więc młodzież nam się wspólnie "pobawiła", a słyszało ich chyba pół bloku:D


Te pierwsze tygodnie izolacji upłynęły nam bardzo szybko i całkiem przyjemnie. Chłopcy bawili się całymi dniami najczęściej klockami. Bardzo dużo kolorowali (nawet po 6 obrazków dziennie!), grali w gry planszowe. Praktycznie wcale nie oglądali telewizji i bardzo mało korzystali z komputera. To był czas, kiedy naprawdę świetnie się dogadywali, a ja nie mogłam narzekać na ich zachowanie.



Niestety po świętach chłopakom bardzo się odmieniło. Zabawki się ponudziły. Siedzenie w domu zbrzydło. Zaczęli tęsknić za normalnością, za spotkaniami z rodziną. Dużo częściej się kłócą, wymyślają głupie zabawy typu ganianie się po mieszkaniu. Wkradła się niestety nuda i zniechęcenie.

Podobny problem mamy ze zdalnymi lekcjami. Na początku było super, wpadliśmy w codzienny rytm i lekcje nie sprawiały nam żadnego problemu. Filip zaczął się nawet cieszyć, że zamiast pięciu godzin w szkole spędza nad książkami godzinę-dwie w domu, a później ma wolne. Niestety takie rozwiązanie jest dobre na jakiś czas, a po kilku tygodniach zaczyna doskwierać. Filip bardzo tęskni za kolegami i koleżankami, a w szczególności za swoją panią. Bardzo chciałby już wrócić do szkoły, bo przecież szkoła, to nie tylko lekcje, ale również relacje, zabawa z dziećmi, różne atrakcje. Niestety coraz częściej lekcje w domu są dla nas obojga nieprzyjemnym doświadczeniem. Choć ja bardzo lubię w ten sposób spędzać czas i mam zadatki na nauczyciela, to jednak brak współpracy i choćby cienia uśmiechu u Filipa bardzo mnie zniechęca.


Bardzo doskwiera mi również brak kontaktu z bliskimi. To znaczy kontakt telefoniczny i na messengerze mamy cały czas, jednak to nie jest to samo co spotkanie twarzą w twarz. Powoli jednak wracamy do spotkań z rodzicami.

Izolacja okazała się dla mnie trudnym doświadczeniem. Na co dzień jest dobrze, ale były takie dni, że łapałam klasycznego doła i zdarzyło mi się przepłakać całe popołudnie. Bardzo tęsknie za normalnym życiem, spędzaniem czasu na dworze, spotkaniami, wyjazdami. Dołują mnie kolejne obostrzenia i absurdalne przepisy, jak chociażby ten o noszeniu maseczek, w których zwyczajnie ciężko mi oddychać. Początkowo planowałam, że ten czas w domu wykorzystam na generalne porządki i nadrobienie wszystkich zaległości w czytaniu. Okazało się jednak, że to nie jest takie proste;) Psychicznie czuję się kiepsko, jestem zniecierpliwiona, cały czas zdenerwowana, nie mam zapału i zwyczajnie mam dość. Zdarza mi się nawrzeszczeć na chłopaków i zamknąć przed nimi w łazience.

Zdaję sobie sprawę z tego, że umierają ludzie jednak staram się również analizować fakty i racjonalnie podchodzić do problemu. Bardzo prawdopodobne, że wirus już z nami zostanie i trzeba z tym żyć jak z grypą, czy tysiącami innych chorób. Mam nadzieję, że powoli będziemy wracać do życia, a wszechobecna panika zamieni się w racjonalne myślenie i dbanie o higienę. #zostań w domu nie może przecież trwać wiecznie, nie może przecież trwać latami, czy miesiącami, bo kto to wytrzyma...


Komentarze

  1. Mam podobne odczucia, mimo, że mam tylko 4-letniego syna ;) Widzę i słyszę, że doskwiera mu już siedzenie w domu. Chciałby pójść do przedszkola czy na plac zabaw. Jak nasze odczucia się skumulują to wychodzi niezła "sieczka" dla naszego samopoczucia, które spada w zastraszającym tempie :( Wirus nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - on będzie, a my musimy nauczyć się z nim żyć. Dużo cierpliwości i pogody ducha mimo wszystko życzę ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Polub nas na Facebooku:)

Moje zdjęcie
Aneta S.
Mama Filipa (ur.2013 r.) i Kubusia (ur.2015 r.). Miłośniczka książek, zarówno tych dla dzieci, jak i literatury dla dorosłych. Fanka zabaw kreatywnych, puzzli i wycieczek po Polsce. Żłobkowa ciocia, która kocha swoją pracę:)

Archiwizuj

Pokaż więcej

Etykiety

Pokaż więcej