Kubuś w szpitalu

Kuba do tej pory praktycznie nie chorował. Zdarzył mu się kilka razy katarek i w zasadzie tyle. A jak zachorował kilka dni temu to od razu z przytupem tak, że wylądowaliśmy w szpitalu. Diagnoza? Zapalenie krtani. Ale zacznijmy od początku.
W nocy z niedzieli na poniedziałek Kubuś miał temperaturę 38 stopni, która później z niewielkimi wahaniami utrzymywała się przez cały dzień. Nic mu nie podawałam, bo jestem zdania, że niewielka gorączka to stan potrzebny i nie należy z tym walczyć. Poza tym dziecko było uśmiechnięte, żywiołowe, jadło jak zawsze. Gdyby nie to, że termometr pokazywał niezbicie, że temperatura jest wyższa niż normalnie nie powiedziałabym, że cokolwiek maluchowi dolega. Stwierdziłam, że pewnie idzie ząbek i stąd gorączka.
We wtorek Kuba wstał na oko zdrowy, już bez temperatury, która sama spadła jeszcze poprzedniego wieczoru. Jednak w ciągu dnia kilka razy zakasłał. Stwierdziłam, że w środę z rana wybiorę się na wszelki wypadek do pediatry. Teraz wiem, że kaszel był bardzo charakterystyczny, taki dźwięczny-szczekający. Wtedy jednak tego nie skojarzyłam, bo Kuba kaszlał po raz pierwszy i nie miałam porównania.
Wieczorem kładłam praktycznie zdrowe dziecko spać. Nic nie wskazywało na to, że coś się wydarzy....Około 22 Kuba nagle się przebudził wydając bardzo dziwne dźwięki. Miał taki gruby głos, chciał kaszleć ale jakby nie mógł, jego głos przypominał gigantyczną chrypę. Wystraszyliśmy się bardzo, ale wzięłam go na ręce i po chwili z powrotem usnął. Mąż stwierdził, że może jakaś flegma mu spłynęła i osiadła na strunach głosowych. Ja panikara miałam już wizję jakiegoś zapalenia płuc.
Po kilku minutach snu Kuba znów się obudził i sytuacja się powtórzyła. Dziwny kaszel, trudności z wydobyciem dźwięku a w końcu trudności z oddychaniem, mieliśmy wrażenie, że dziecko się dusi. Podczas gdy ja nosiłam i uspokajałam Kubusia mąż zadzwonił na pogotowie. Pani z dyspozytorni kazała dziecko nosić w górze, przebrać i czekać na lekarza. W międzyczasie "atak" minął pozostała tylko gigantyczna chrypa. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, pieluszki, ubranka na przebranie, książeczkę zdrowia, bo czułam, że skończy się to szpitalem.
Po kilku minutach przyjechało pogotowie. Lekarz stwierdził, że Kuba ma zapalenie krtani i koniecznie musimy jechać na jakiś dyżur pediatryczny. Miałam do wyboru jechać taksówką, budzić Filipka i jechać samochodem lub pojechać karetką. Choć niechętnie, to lekarz zgodził się na ostatnią opcję. Pojechaliśmy do szpitala dziecięcego gdzie jak zwykle najpierw musiałam odpowiedzieć na dziesiątki pytań i podpisać stosy dokumentów. Kubusiowi założono wkłucie i dostał dożylnie steryd. Został zbadany przez laryngologa, zrobiliśmy inhalację i przyjęto nas na oddział. Kubuś padł jak tylko znaleźliśmy się na sali. Bałam się, że nie będzie chciał spać w szpitalnym łóżku, ale był tak zmęczony, że nie zrobiło mu to różnicy. Ja całą noc siedziałam obok na krześle. Dzień w szpitalu minął nam całkiem dobrze. Na oddziale panowała bardzo miła atmosfera, personel był sympatyczny i naprawdę nie było na co narzekać. Kubuś jeszcze rano dostał steryd dożylnie, a później już tylko inhalacje. W międzyczasie zostaliśmy sami na sali, więc kolejnej nocy czułam się dużo swobodniej i nawet spałam na kocu, na podłodze. Kubuś miał prawdziwe szczęście, bo podczas całego pobytu tylko raz był ukłuty (na pogotowiu przy założeniu wenflonu), nawet krew do morfologii miał pobieraną z wkłucia.Do domu zostaliśmy wypisani w czwartek około godziny 10 z zaleceniem inhalacji przez kilka dni i podawania syropu.
Kuba pobyt w szpitalu zniósł bardzo dobrze. Rozrabiał najbardziej ze wszystkich dzieci na oddziale, nie szło go utrzymać w sali. Niewiarygodne jak dzieci szybko adaptują się do nowych miejsc i sytuacji. Początkowo Kuba nawet na chwilę nie dał się położyć do szpitalnego łóżka, płakał przy przewijaniu, a po kilku godzinach bez problemu mogłam go nawet na chwilę zostawić i wyjść np. do toalety.
Powiem wam, że panicznie bałam się momentu, w którym któryś z chłopców trafiłby do szpitala. Stwierdzam jednak, że nie ma co nastawiać się na najgorsze. Choć wiadomo, że szpital to nic przyjemnego, to jednak ma swoje plusy. Warunki wciąż pozostawiają wiele do życzenia, ale mam nadzieję, że to będzie szło ku lepszemu.
Zapalenie krtani to choroba wirusowa i niestety złapała chyba całą naszą rodzinę. U dorosłych to przebiega nieco inaczej ze względu na w pełni rozwinięty układ oddechowy. U niemowląt i dzieci to wszystko jest węższe stąd też choroba jest groźniejsza. Filipek miał w tym tygodniu wrócić do przedszkola, niestety w niedzielę i jego dopadł duszący, szczekający kaszel, a lekarka w weekendowej opiece stwierdziła, że prawdopodobnie złapał to samo. Zamiast przedszkola mamy więc inhalacje i syropy...
Czy te choróbska kiedyś się skończą? Od września bez przerwy w naszym domu słychać kaszel i smarkanie...

Komentarze

  1. Przeszłam miesiąc temu to samo.Kuba ma 2 lata.w jeden dzień lekko kaszlał,więc podałam mu syropek na kaszel,nie był to mocny kaszel.Na drugi kaszel był bardziej odrywający się,ale doszedł brak apetytu i niechęć do wszystkiego + takie dziwne charczenie przy oddychaniu.Pomyślałam tak jak Wy,że to wydzielina mu zalega.Ale jakoś nie dawało mi to spokoju i wieczorem pojechalismy na całodobowa opiekę.Doktorka jak tylko go usłyszała powiedziała Masakra on się dusi.Nie będę sie rozpisywać ale w ostateczności dostał zastrzyk,poprawiło mu się,obyło się bez szpitala.Przez tydzień robiliśmy inhalacje i braliśmy leki.Nie życze nikomu takich przeżyć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Polub nas na Facebooku:)

Moje zdjęcie
Aneta S.
Mama Filipa (ur.2013 r.) i Kubusia (ur.2015 r.). Miłośniczka książek, zarówno tych dla dzieci, jak i literatury dla dorosłych. Fanka zabaw kreatywnych, puzzli i wycieczek po Polsce. Żłobkowa ciocia, która kocha swoją pracę:)

Archiwizuj

Pokaż więcej

Etykiety

Pokaż więcej