"Dzieci z chmur"-polecam!

Ci, którzy mnie znają lub czytają bloga wiedzą zapewne, że należę do tych osób, które można określić mianem książkowego mola. Czytam dużo (teraz niestety mniej) i raz na jakiś czas trafiam na książkę, która wywiera na mnie większe wrażenie. Tak było właśnie kilka dni temu, kiedy przeczytałam "Dzieci z chmur" autorstwa Justyny Bigos i Beaty Mozer.


Jest to książka niezwykła. Głównie za sprawą tego, że jest autentyczna. Tu nie ma fikcji literackiej, jest natomiast prawdziwe życie. Autorki opisują swoje zmagania z zajściem w ciąże. Piszą o tym jak wyglądało zagadnienie od strony praktycznej, ale również opisują swoje uczucia i ból towarzyszący niepowodzeniom. Ukazują drogę prowadzącą do tego, że podjęły decyzję o adopcji. Następnie opisują jak toczy się postępowanie adopcyjne, aby wreszcie opisać spełnienie ich największych marzeń o macierzyństwie. W książce starają się pokazać, że są zwyczajną rodziną, pomimo tego, że nie są biologicznymi rodzicami swoich dzieci.
Dla mnie ta książka była pewnego rodzaju zaskoczeniem. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak może wyglądać życie rodziny adopcyjnej. Przyznaję, że o takich rodzinach myślałam, że są trochę inne. Po przeczytaniu "Dzieci z chmur" wiem, że nie tylko mi towarzyszyło takie myślenie. Adopcja jest pewnym rodzajem tabu. A czy taka rodzina jest inna? Nie.
Czytając o tym jak autorki walczyły o to,żeby zajść w ciąże dotarło do mnie, jak wielkie szczęście mnie spotkało. Jak wielki dar otrzymałam w postaci zdrowego dziecka, które poczęliśmy bez żadnych problemów. Nie wiem jakie to uczucie podejmować kolejne próby kończące się niepowodzeniem. Nie wiem jakim rozczarowaniem może być jedna kreska...Czytając zastanawiałam się, co ja bym zrobiła, gdyby okazało się,że nie możemy mieć swoich dzieci? Przecież od kiedy tylko sięgam pamięcią marzyłam o swojej rodzinie, o dzieciach. Już w gimnazjum oglądałam się za wózkami i myślałam o tym, jaki kupię swojemu maleństwu. Nie wiem co bym zrobiła. Wiem tylko, że spotkało mnie ogromne szczęście.
Polecam tą książkę z całego serca. Myślę, że może ona dać wiele do myślenia każdemu rodzicowi. Dodam jeszcze, że czyta się ją błyskawicznie, ani się obejrzałam, a już dotarłam do końca.

Komentarze

  1. I jeszcze wielkim szczesciem jes urodzic zdrowe dziecko...
    A co oznacza, ze myślałaś, ze rodziny adopcyjne sa inne?
    Przez kilka lat byliśmy (tzn moi rodzice i my z siostra) rodzina zaprzyjaźniona z pewnymi dziewczynkami siostrami z domu dziecka, były u nas na święta, wakacje, weekendy... początkli były trudne! Nie zapomnę też do końca życia mojej pierwszej wizyty w dd...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego tak myślałam, miałam jakieś takie przeświadczenie, że dzieci adopcyjne wychowuje się inaczej niż własne.
      Ja do domu dziecka chodziłam przez całe liceum. U nas szkoła była z dd zaprzyjaźniona i każda klasa miała tak jakby jedno dziecko pod opieką.

      Usuń
  2. Ciekawa... Muszę się za nią rozejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nasze największe Szczęście przyszło do nas właśnie wtedy, gdy zapoznaliśmy się z formalnościami adopcyjnymi. Nigdy nie myślałam, że jeśli udałoby nam się adoptować dziecko, to bylibyśmy jakąś inną rodziną.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno przeczytam. Trzeba czasem odpocząć od kryminałów, po które sięgam najczęściej;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię takie historie, chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Polub nas na Facebooku:)

Moje zdjęcie
Aneta S.
Mama Filipa (ur.2013 r.) i Kubusia (ur.2015 r.). Miłośniczka książek, zarówno tych dla dzieci, jak i literatury dla dorosłych. Fanka zabaw kreatywnych, puzzli i wycieczek po Polsce. Żłobkowa ciocia, która kocha swoją pracę:)

Archiwizuj

Pokaż więcej

Etykiety

Pokaż więcej